Naszą krakowską przygodę rozpoczęliśmy w Muzeum Iluzji, gdzie wszystko było podejrzanie… nie takie, jak wyglądało. Już na wejściu połowa grupy zastanawiała się, czy to na pewno my stoimy krzywo, czy to ściany mają zły dzień. Robiliśmy zdjęcia w pozach, które normalnie wymagałyby jogi na poziomie mistrzowskim. Jedno jest pewne – w tym muzeum nawet własnym oczom nie można ufać!
Po wyjściu trafiliśmy na szlak krakowskich legend. Usłyszeliśmy o smoku wawelskim, który jadł wszystko oprócz sałatek. Gdy nas zobaczył, nawet zionął ogniem.... Oglądaliśmy dziedzińce, mury i miejsca, gdzie ponoć kręcą się duchy – choć żaden duch nie był zainteresowany zrobieniem z nami selfie. Następnie przeszliśmy traktem królewskim w kierunku Rynku Głównego. Marsz był iście królewski – jedni maszerowali jak rycerze, inni jak dworzanie, a kilka osób jakby na pokazie mody. Po drodze mijaliśmy piękne kamienice i kościoły, a pani Ania opowiadała, że kiedyś tą trasą przejeżdżali prawdziwi królowie. My też poczuliśmy się wyjątkowo (choć nikt nie chciał nieść korony z papieru). Spacer był tak ciekawy, że nawet gołębie wyglądały, jakby słuchały. A może tylko liczyły na okruszki…?
Kolejnym etapem był Jarmark Bożonarodzeniowy na Rynku. Tu rozpłynęliśmy się niczym śnieg na kaloryferze – każdy pobiegł tam, gdzie coś pachniało, świeciło albo wyglądało jakkolwiek jarmarkowo. Jedni testowali wszystkie pierniki świata, inni polowali na ozdoby, a część z nas robiła zdjęcia przy każdej możliwej choince. Świąteczny klimat udzielił się wszystkim, nawet tym, którzy twierdzili, że „w grudniu zimno i nie ma sensu wychodzić”.
Na koniec dotarliśmy do Manufaktury Krakowskiej Czekolady, czyli miejsca, w którym marzenia o byciu degustatorem słodyczy stały się rzeczywistością. Dowiedzieliśmy się, jak powstaje czekolada, a potem sami mogliśmy coś stworzyć. Niektórzy przygotowali prawdziwe czekoladowe arcydzieła… inni coś, co przypominało sztukę nowoczesną, ale za to było bardzo smaczne. Degustacja sprawiła, że cała grupa nagle ucichła – czekolada ma magiczną moc.
Po całodziennej eskapadzie z wielkim utęsknieniem czekaliśmy na… autokar, który zawiózł nas do naszej Kamienicy. Tam padliśmy w objęcia rodziców oczekujących naszego powrotu.